ale ani się obejrzę, a już trzeba zrywać kolejną kartkę z kalendarza.
Święta przeleciały za szybko, a już za chwilę będzie maj.
Uwielbiam wiosnę, ale jak co roku powtarza się ten sam scenariusz,
mianowicie mniej haftów;) Chyba nastąpiło zmęczenie materiału,
bo nawet jak mam czas to i tak chęci mniejsze.
Ale za to albo więcej czytam, albo szukam innych ciekawych rzeczy do zrobienia.
Takie wiosenne rozterki BYĆ CZY HAFTOWAĆ?:P
I tak, wzięłam udział w szkoleniu na którym robiłyśmy tzw. las w słoiku.
W sumie myślałam, że będzie to trudniejsze i zajmie więcej czasu,
ale za to już wiem, że spokojnie można samemu pobawić się w domu
i popróbować. Nic strasznego!:) A czy efekt utrzyma się długo
i czy faktycznie to urośnie dam znać.
Szkolenie było organizowane przez studio florystyczne Laa Loba.
Mech jest pod ochroną, ale dowiedziałam się, że bez problemu można
go kupić w dobrych sklepach ogrodniczych.
Im mniejsze roślinki tym lepiej, bo dłużej będziemy podziwiać jak rosną.
Później będzie konieczne przesadzanie.
I wystarczy raz na tydzień spryskać rośliny:)
Jeśli to wystarczy to będą pierwsze rośliny, których nie unicestwię:)))
A to już pierwsze zdobycze z ogrodu:P
A może Wy macie doświadczenie z lasem w słoiku?
Jestem ciekawa jak rośnie i jaki jest efekt po jakimś czasie!:)
Będę wdzięczna za wszelkie wskazówki:)
Pozdrawiam wiosennie:)
"Małe życie" to książka, do której wracam kolejny raz.
Pierwszy raz przeczytana na jednym wdechu, na szybko.
Z każdym kolejnym zdaniem budziło się we mnie coraz więcej emocji.
Złości, żalu, smutku, chwil kiedy rozmyślałam nad jakąś historią,
analizowałam, zadawałam w myślach pytania.
Nie pamiętam książki, która wywarłaby na mnie takie wrażenie.
Czasem czytając jakąś książkę zapadnie nam w pamięci jakiś cytat,
będziemy go czytać i recytować tak długo aż wyryje się w naszej pamięci.
Niektóre są tak znane, że pojawiają się na koszulkach, kubkach itp.
Tutaj nie ma krótkich sentencji, jest za to wiele zdań,
które dadzą nam do myślenia, nie są chwytliwe marketingowo,
nie mają szans na sławę, bo są kontrowersyjne,
bo są prawdziwe, jak to nasze małe życie.
POLECAM!
"Nigdy o tym nie rozmawiał z Jude'em, ale w następnych latach miał go oglądać w boleściach dużych i małych, widział przyjaciela krzywiącego się z lżejszego bólu, a czasami, gdy ból był nie do zniesienia -wymiotującego, padającego na podłogę lub nawet tracącego przytomność i bredzącego w malignie, tak jak teraz. Choć miał zwyczaj dotrzymywać obietnic, zastanawiał się jakąś częścią świadomości, dlaczego nigdy nie porozmawiał o tym z Jude'em, dlaczego nigdy nie nakłonił go do zwierzeń, co czuje, i dlaczego nigdy się nie ośmielił zrobić tego, co steki razy podszeptywał mu instynkt: usiąść obok Jude'a i pomasować mu nogi, by skłonić do posłuszeństwa zbuntowane zakończenia nerwów. Zamiast tego zamykał się w łazience i znajdował sobie jakieś zajęcie, podczas gdy parę metrów od niego jeden z najdroższych mu przyjaciół siedział samotnie na obskurnej kanapie, odbywając powolną, smutną podróż powrotną do świadomości, do krainy żywych, i nikogo przy nim nie było."
"Rodzice zajmowali się Hemmingiem kompetentnie i skutecznie, ale bez specjalnej czułości. Gdy zdarzało się, że Willem dłużej został w szkole z powodu meczu futbolowego (...), matka odbierała Hemminga przy szosie, wkładała go do wanny i wyjmowała z niej, karmiła rosołem z ryżem i zmieniała mu pieluchę przed położenie go do łóżka. Ale mu nie czytała, nie rozmawiała z nim ani nie zabierała go na spacery tak jak młodszy brat. Willem martwił się, patrząc, jak rodzice obsługują Hemminga, bo chociaż nic nie można było im zarzucić, widać było, że traktują go jak przedmiot swej odpowiedzialności, ale nic więcej. Później Willem kłócił się sam ze sobą, że przecież więcej nie można było rozsądnie od rodziców wymagać, że wszelki naddatek byłby szczęśliwym trafem. Ale jednak. Żałował, że nie kochają Hemminga choć troszkę więcej. Może po jego rodzicach nie należało spodziewać się miłości? Stracili tyle dzieci, że może po prostu nie mogli albo nie chcieli ulec emocjonalnie tym, które im zostały."
"Drogi Judzie-pisał Harold-dziękuję Ci za piękny (choć niepotrzebny) list. Doceniam wszystko, co napisałeś. Masz słuszność: ten kubek wiele dla mnie znaczy. Ale Ty znaczysz więcej. Więc proszę, przestań się zadręczać. Gdybym był innym człowiekiem, mógłbym powiedzieć, że ten incydent jest metaforą życia w ogóle: przedmioty się psują i czasami są naprawiane, ale w większości przypadków uświadamiamy sobie, że bez względu na to, co się zniszczyło, życie układa się na nowo, by zrekompensować nam stratę, niekiedy w sposób cudowny."
"Nigdy nie należałem do ludzi- wiem, że ty też nie- którzy czują, że miłość do dziecka to najwyższa postać miłości, pełniejsza, donioślejsza i większa niż jakakolwiek inna. (...) Ale to jest miłość szczególna, ponieważ jej podstawą nie jest atrakcyjność fizyczna ani przyjemność, ani intelekt, tylko lęk. Człowiek nie wie, czym jest lęk dopóki nie ma dziecka, i może ten fakt podstępnie wpędza nas w myślenie, że ta taka miłość jest przemożna, bo sam lęk jest przemożny. Co dzień rano Twoją pierwszą myślą jest nie "kocham go", tylko "czy wszystko z nim w porządku?". Świat przez noc zamienia się w tor przeszkód i strachów."
"Kiedy Twoje dziecko umiera, czujesz wszystko, co spodziewałeś się czuć, doświadczasz uczuć tak dobrze udokumentowanych przez innych, że nawet nie chcę ich tu wymieniać, powiem tylko, że wszystko co napisano o żałobie, jest na jedno kopyto, i jest takie nie bez powodu- ponieważ nie ma odejścia od tego wzorca. (...) Jeżeli jest to twoje dziecko, to jakaś część ciebie, znikoma, ale nie do pominięcia, odczuwa też ulgę. Bo wreszcie to, czego się spodziewałeś, przed czym drżałeś, na co przygotowywałeś się od dnia zostania rodzicem- nadeszło."
"Dlaczego przyjaźni nie traktuje się na równi ze związkiem? A może jest lepsza? Dwoje ludzi pozostaje razem przez lata, a wiążą ich nie seks, nie atrakcyjność fizyczna, nie pieniądze, nie dzieci, nie własność, lecz wzajemna zgoda na bycie razem, wzajemne zobowiązanie wobec unii, która nie daje się skodyfikować. (...) To przywilej bycia przy drugiej osobie w jej najtrudniejszych chwilach i świadomości, że samemu też można się przy niej czuć podle."
"Pytanie jednak brzmi, jak można zignorować czyjąś prośbę o zostawienie go w spokoju, choćby nawet za cenę narażenia przyjaźni. Dręczył go mały wredny koan: jak pomóc komuś, kto nie chce pomocy, chociaż zdaje sobie sprawę, że jeśli mu nie pomożesz, to nie jesteś prawdziwym przyjacielem?"
"Jestem samotny-mówi głośno, a cisza mieszkania wchłania te słowa(...) Ta samotność jest jego niedawnym odkryciem i rożni się od samotności, jakiej doświadczał dawniej: to nie jest dziecięca samotność nieposiadania rodziców ani samotność leżenia z otwartymi oczami w motelowym pokoju z bratem Lukiem(...)Wtedy myślał, że jest samotny, ale dzisiaj wie, że to nie była samotność, tylko lęk"